wtorek, 10 czerwca 2014

Egzamin na chunina cz. 2

- Macie godzinę, zaczynajcie - rzekł krótko łysy koleś nadzorujący. Pierwszą częścią egzaminu, był test pisemny. Zasady są proste. W godzinę mamy rozwiązać 10 zadań. Jednakże, w tym teście nie chodzi o inteligencję, a o dyskredne wykradanie informacji, czyli prościej mówiąc trzeba ściągać. Jeśli ktoś zostanie przyłapany, oblewa na miejscu. Wszyscy członkowie różnych drużyn byli porozsadzani po całej sali losowo. Siedziałam na skraju ławki w ostatnim rzędzie. Obok mnie był jakiś shinobi z wioski dźwięku. Spojrzałam na piewsze pytanie:
,,Oblicz trajektorię lotu shurinkena zakładając, że leci z prędkością 2 m/s pod wiatr"
Klapa. Teoria, to nie jest moja mocna strona. Następne pytania wydawały się równie trudne.
Rozejrzałam się po sali. Niektórzy już pisali. Chłopak przede mną wydawał się dość umiejętny, a sądząc po prędkości jego pisania, wiele wiedział.
Po kryjomu wypuściłam miniaturową kobrę zwiadowczą. Wchonęła się w ciało shinobiego przede mną. Teraz, po zamknięciu prawego oka, mogłam zobaczyć jego oczami. W między czasie kilka grup zostało przyłapanych i opuszczali salę. Przepisywałam wszystko po kolei. Miałam wszystko.Spojrzałam na zegar. Pozostało 5 minut. W sali zostało już zaledwie 12 grup, w tym ja.
- To tyle, dziękujemy. Wszyscy, którzy są obecni zdali I Etap. Za pół godziny odbędzie się druga część egzaminu. Proszę abyście udali się nad skraj Zakazanego Lasu i tam oczekiwali na dalsze instrukcje - rzekł egzaminator i wyszedł z sali. Wstałam i skierowałam się w stronę drzwi.
Gdy w końcu opuściłam tłoczne pomieszczenie i znalazłam się na zewnątrz, zmaterializowałam swoją chakrę w skrzydła i wzniosłam się w przestworza. Czułam na sobie jedynie wzrok innych geninów. Leciałam spokojnie przecinając warstwy powietrza.
Gdy w końcu byłam na miejscu, usiadłam pod wielkim głazem, tyłem do reszty uczestników. Miałam jeszcze około 20 minut. Oparłam się o głaz i przymrużyłam oczy. Nie trwało to jednak długo, ponieważ nagle zrobiło się niezwykle chłodno. Otworzyłam oczy i ujrzałam jak cień zbiera się w okrąg. Po chwili wyskoczył z niego demoniczny pies.
Zielone ślepia. Czarna jak smoła skóra bez sierści. Dwie pary łap z przodu, jedna z tyłu. Zamiast uszu długie macki.



Tam skąd pochodzę, te drapieżniki głównie są domowymi zwierzętami. Chronią wioskę i domy, a także małe dzieci, które nieumyślnie mogły by sobie coś zrobić. Thanatory. Tak się nazywają.
Gdy demoniczny pies otrzepał się z cienistego pyłu, podbiegł do mnie radośnie łasząc się.
- Też się cieszę że cię widzę. No, tak jak obiecałam. Pozwolę ci wybrać, jakiego shinobi chcesz załatwić. Ale innym nie pokazuj swojej prawdziwej formy, rozumiemy się? - powiedziałam drapiąc go za uchem. Ten kiwnął głową i oparł pysk na moich kolanach.
Tym razem, nasz spokój zakłócił biały pies. Był malutki, ale okropnie denerwujący. Podszedł do Thantora, i zaczął go obwąchiwać. Posunął się za daleko. Thantore nie znoszą innych stworzeń. Pokazał kły, a gdy to nie wystarczyło, ruszył za białym psem. Gonił go z zamiarem zabicia. Podniosłam się i ruszyłam biegiem za nimi. Na nieszczęście, biegli przez całe pole i zdążyłam już zwrócić na siebie całą uwagę.
Mały pies nagle wykonał ostry zakręt tuż przed głazem, a Thanator wpadł prosto na przeszkodę. Podbiegłam szybko do niego i chwyciłam go mocno, przytrzymując równocześnie jego pysk aby się nie wyrwał. Uspokoił się. Spojrzałam w górę. Przed uderzenie w kamień, mniejszy głaz zachwiał się i zaczął spadać na naszą dwójkę. Nie zdążyłabym nawet osłonić się, więc po prostu szybko zasłoniłam głowę, aby zmiejszyć obrażenia.
Nic się nie stało.
Coś tylko lekko posypało mi się na głowę.
Piasek???
Nade mną była kopuła z piasku, która zatrzymała spadający głaz. Spojrzałam na prawo. Obok stał czerwonowłosy chłopak z tykwą, jednakże on mnie nie ochronił. Przynajmniej nie świadomie.


C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz